Jedenaste Mistrzostwa Polski Jachtów Kabinowych Lekarzy Weterynarii o Puchar Prezesa Krajowej Rady Lekarsko - Weterynaryjnej odbyły się w dniach 20-22 maja 2016 roku. W moich wspomnieniach, jako uczestnika regat, a był to mój czwarty start, pozostaną pod wieloma względami, jako bardzo udane. Nawet awaria steru naszego jachtu, spóźniony serwis i wypadnięcie z czterech biegów, nie były w stanie zaburzyć przemiłych wrażeń.

Dwadzieścia jachtów typu Twister 800, które stanęło na starcie, już same w sobie przepięknie wyglądały. Załogi, które mogły liczyć maksymalnie osiem osób, składały się z minimum trzech lekarzy weterynarii i ich osób towarzyszących. Miejscem, na którym po raz kolejny rozegrano regaty, było niezwykle urokliwe i wielkie jezioro Mamry. Nie bez przyczyny to jezioro i przystań „Góra Wiatrów” w Trygorcie już po raz czwarty zostały wybrane przez organizatorów regat. Komfortowa baza lokalowa dla tych, którzy nie chcieli spać na jachcie, życzliwa obsługa, smakowite jadło, doskonały punkt widokowy na Mamry, czystość i porządek, to tylko niektóre walory określające ten obiekt. A teraz parę słów o pogodzie. Trudno było sobie lepszą wymarzyć. W piątek i sobotę wiała regularna trójka w porywach do czterech, co dawało wielką przyjemność w żeglowaniu. Na ostrych kursach jachty wykładały się na burty, a woda chwilami sięgała powierzchni pokładu. Załogi musiały nieustannie przemieszczać się z burty na burtę, balastując jachty do pozycji umożliwiającej szybkie i bezpieczne płynięcie do mety. Atrakcji było co niemiara i obeszło się bez poważniejszych incydentów, które w ferworze walki o zwycięstwo, niestety, czasami się zdarzają. Jak ważny jest odpowiedni wiatr, przekonaliśmy się w niedzielę. Według prognoz miała wiać regularna jedynka, ale jej nie było. Flauta, koszmar żeglarzy. Z wielkim trudem, przy zanikającym momentami wietrze, rozegrano ostatni z zaplanowanych wyścigów. Za to słońce pięknie świeciło przez cały czas trwania regat. Można było się opalać do woli. Co niektórzy trochę przesadzili i „spiekli raka”. Woda w jeziorze w piątek miała 14°C. Znaleźli się śmiałkowie, którym kąpiel sprawiała przyjemność. W niedzielę żal było wyjeżdżać. Woda nagrzała się do około 18 stopni i stanowiła wspaniały balsam na żar lejący się z nieba.

Regaty zakończyły się sukcesem organizatorów. Rozegrano wszystkie zaplanowane wyścigi. Faworyci nie zawiedli i uplasowali się na czołowych pozycjach. Pozostali cieszyli się samym uczestnictwem w regatach i tak naprawdę to wszyscy byli wygrani. W założeniach organizatorów celem regat była integracja naszej grupy zawodowej i ten cel też został osiągnięty. Część uczestników bawiła się wieczorami przy „żywej muzyce” pod dachem tawerny. Inni wybrali bardziej kameralne biesiadowanie na jachtach. Przy akompaniamencie gitar rozbrzmiewały szanty i nie tylko....

Myślę, że pod względem działań integracyjnych na tego typu imprezie pozostaje wiele do zrobienia, co może zachęcić do uczestnictwa jeszcze większą liczbę osób.

Na zakończenie miły akcent z udziałem naszego kolegi Maćka Kalinowskiego, który płynąc na swoim prywatnym jachcie (poza konkurencją), podzielił się z nami napisaną przez siebie zwrotką tekstu, idealnie pasującą do popularnej szanty „Gdzie ta keja” autorstwa Jerzego Porębskiego:

Po dwóch latach tak pływania mam już morza dość.
Wracam, w domu przy kominku siedzi jakiś gość.
Żona patrzy w Niego czule, mnie cholera rwie.
Całe szczęście, że w mej głowie ciągle słowa te:
Gdzie ta keja....